Pogoda od jakiegoś czasu nie płata nam już figli i za oknem błękit, to dobrze bo na dzisiaj mamy przewidziane moc kolorowych atrakcji. Droga do Disneylandu to prawie godzina jazdy, głównie autostradami i na prawdę jestem pod ogromnym wrażeniem. Trudno „polskimi realiami” opisać gmatwaninę dróg, które nie są węższe niż 4 pasmowe a jechaliśmy i 8 choć ten ostatni był w remoncie. Należy to przemilczeć i powiedzieć, że nawet stanie czasami w korkach idzie tu jakoś znacznie szybciej..;o)) Parkingi przed parkami ( Disneylandem i California Adventure) są ogromne a do głównego wejścia dowożą pociągi - busy. Parking jest darmowy, ale cena biletów w polskim wydaniu znowu lekko oszałamia... Tym razem kolejki przed kasami źle wróżą, Kajtek załapuje się jeszcze na deko tańszy bilet i po sprawdzeniu zawartości naszych toreb wchodzimy do środka. Znowu czujemy się lekko oszołomieni, gwar, tysiące ludzi, na mapie ponad 200 atrakcji i tylko parę godzin czasu.... Z tymi godzinami to miałem rano trochę stresu, strona www podaje, że w piątki i weekendy czynne jest tylko od 8-12 i nie bardzo wiedziałem co to znaczy. Otóż o 12.00 zamykają kasy bo ścisk jest już niemiłosierny, wejście dalej w ciągu dnia mają posiadacze biletów wielodniowych ( nawet 6-cio lub miesięcznych i rocznych ) W zasadzie do wszystkiego się czeka od kilku minut do nawet godziny, co sprawia, że ruszamy przed siebie oglądając całość z zewnątrz. Kiedy już wiemy „o co w tej bajce chodzi” okazuje się, że jest jednak wiele rzeczy, które w zasadzie nie mają kolejek. Ogólnie wszystko jest jak w bajkach kolorowe, śliczne i kochane (jak mawia Małgosia) i na razie to chyba ona najlepiej się tu bawi. Mnóstwo sklepów i atrakcji ze straszeniem, co Kajtkowi nie specjalnie przypada do gustu. Spędzamy tam cały dzień więc o drugiej części California Adventure Park – typowo wesoło miasteczkowej nawet nie mamy co marzyć, zresztą chyba bez żalu bo rollercoastery i im pokrewne to nie nasza specjalność. Znowu podaruję sobie opis zapraszając na stronę www.disneyland.disney.go.com Wychodzimy około 18.00 naprawdę „uchodzeni i umordowani”, niektórzy mocno szczęśliwi inni mniej... (quiz z nagrodami „kto i dlaczego” po powrocie ;o)) Powrót do domu zawdzięczamy tylko GPS bo nie wyobrażam sobie jakiej mapy trzeba by użyć by się tu poruszać i to jeszcze po ciemku.