Odespani, domyci i ciągle szczęśliwi mamy świadomość, że powoli wszystko zaczyna się kończyć. To co mieliśmy do zobaczenia udało się zobaczyć. Nie będzie już ciekawszych widoków, niż te które zostały za nami w głowach, sercach czy w pamięciach aparatów fotograficznych .... Zrealizowaliśmy też plany wspinaczkowe. Żegnając zimną dolinę, która nadal wieje lodowatym wiatrem ruszamy w dół do głównego szlaku do Tengboche. Poruszamy się szybko by chłód poranka nie dał nam się we znaki. Mijamy czorten rodaków ciągle przyozdobiony biało-czerwoną i po godzinie jesteśmy w Dingboche. Droga nadal prowadzi w dół doliny wzdłuż rzeki podążającej w tym samym kierunku. Ciągle mijamy tragarzy. Naprawdę trudno wyobrazić sobie komuś kto tego nie widział na własne oczy, że wszystko co jest potrzebne do życia musi zostać przyniesione na ich plecach. Odległość z Lukli do Gorak Shep wynosi ok 65 km. Droga to wznosi się to opada. Produkty żywnościowe, zaopatrzenie lodgy, materiały do budowy i naprawy.... absolutnie wszystko. Tysiące ludzi porusza się codziennie po szlakach czyniąc to przez całe swoje życie........
Przed Pengboche dochodzimy do mistycznej Bramy Węża. Tika twierdzi, że ta brama to granica strefy zimna i ciepłej części doliny. Nigdy żaden z węży nie przedostał się na drugą stronę. Na dowód tego pokazuje nam ślady na skałach. Wyglądają na prawdziwe ale nie wiemy czy w to wierzy naprawdę czy to kolejny mit. Jedno jest pewne po kolejnych 15 minutach jesteśmy w kompletnie innym świecie. Idziemy zielonym lasem, pełnym drzew rododendronowych wsłuchując się w śpiew ptaków. Jest wiosennie i pachnąco czyli coś czego nie było prawie od dwóch tygodni.
Mijamy osady pełne dzieciaków. Ludzie żyją tu prosto zgodnie z naturą i ciągle zastanawiam się, czy nie mając tego wszystkiego za czym my po miesiącu zaczynamy tęsknić są szczęśliwi....?
Po 4 godzinach marszu i godzince przerwy na obiad dochodzimy do Tengboche, wioski, której główną atrakcją jest klasztor mnichów buddyjskich. Udaje nam się znaleźć nocleg choć nie jest to takie proste bo jesteśmy znowu na głównym szlaku do Everest Base Camp. Dzisiaj klasztor jest już zamknięty ale jutro szykuję się na wczesną pobudkę by zobaczyć ich przy modłach.....