Geoblog.pl    arturkr    Podróże    HIMALAJE - Nepal 2010    Wracamy do domu
Zwiń mapę
2010
29
kwi

Wracamy do domu

 
Katar
Katar, Doha
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 13736 km
 
Znowu przegapiłem w nocy prąd. Był między 1.00 a 3.00. Mam nadzieję, że na lotnisku uda mi się wysłać zaległy opis wczorajszego dnia. Wstajemy znów koło 5.00 by móc spokojnie wziąć już ostatni lodowaty prysznic i dokończyć pakowanie. Śniadanie jest około 6,20 tak by koło 7.00 można było wyjechać. Tika, który jest odpowiedzialny za nasz powrót a może po prostu chciał nas odwieźć na lotnisko przychodzi już wpół do siódmej. Rozmawiamy trochę przy śniadaniu ale jakoś ta rozmowa nie klei się specjalnie. Za chwilę trzeba będzie się pożegnać a to siedzi w sercu jak zadra.
Przyjeżdża auto podstawione przez Rama i już nie ma odwrotu. Znosimy plecaki, rozliczamy się za hotel gdyż siedzimy tu w sumie dwa dni na własny koszt i ruszamy w ostatnią zwariowaną podróż ulicami Kathmandu a by to zrozumieć trzeba przynajmniej raz w tym uczestniczyć. Po drodze mijamy prawie na każdym skrzyżowaniu uzbrojonych po zęby wojskowych i policjantów. Widzimy też place pełne ludzi z czerwonymi sztandarami i autobusy zwożące protestujących. Zapowiada się kolejny dzień demonstracji. Mam nadzieję, że nie jest to początek czegoś większego co mogłoby wpłynąć na destabilizację w tym dziwnym acz przyjaznym dla turystów kraju. Dojeżdżamy na lotnisko.....

Kraj dziwny to i przepisy absurdalne – Tika nie ma prawa wejść na teren portu lotniczego. Musimy pożegnać się przed drzwiami. Wyciąga przygotowane szale na szczęście i jakoś robi mi się tak miękko pod sercem, że kompletnie zapominam co chciałem mu powiedzieć na do widzenia a przecież przygotowywałem sobie gadkę. Padamy sobie w ramiona poklepując się nawzajem i mrucząc coś bez sensu. Cztery tygodnie razem, na dobre i na złe, gdzie facet był na każde zawołanie i naprawdę troszczył się o nas nie można zbyć podaniem ręki na do widzenia. Wzruszenie udziela się wszystkim. Tika żegna się po kolei z każdym w podobny sposób. Wręczamy mu kopertę widząc w tym chyba jedyny sensowny sposób odwdzięczenia się za miesięczna opiekę i niestety musimy przekroczyć bramę lotniska. Od tego momentu zaczyna się cykl kontroli ( chyba 6 jeżeli dobrze policzyłem) Na końcu okazuje się, że już na wejściu mamy 2 godziny opóźnienia i może dobrze bo czas spędzony we wszystkich kolejkach zsumowany sprawiłyby chyba, że bylibyśmy spóźnieni. W końcu rozpoczynamy boarding na pokład i tu rzecz dziwna. Tuż przed wejściem na pokład już z płyty lotniska zabranych zostaje dwóch Nepalczyków a potem pojawiają się służby specjalne i wyciągają jeszcze trzech innych już siedzących. Po pół godzinie trzech wraca ale tych dwóch, którzy nie polecieli nawet nie zabrało swojego bagażu podręcznego nie mówiąc już o tym w lukach. Bardzo dziwne to praktyki przypominające nasze lata przed demokracją. Lot mija szybko bo właściwie cały czas drzemiemy. Samolot jest stosunkowo mały i nie ma ekranów z zabijaczami czasu. Kiedy przechodzimy odprawę w Doha czasu właściwie jest tylko tyle by spokojnie pozwiedzać wolnocłowe sklepy, zjeść coś w lotniskowym barze i już na ekranach pojawia się komunikat ogłaszający rozpoczęcie wsiadania na pokład samolotu do Londynu. Tym razem to jeden z większych Airbusów. Samolot jest prawie pełen i sprawia wrażenie biblijnej Wieży Babel... :o))

Kołujemy na pas i po długim rozbiegu wolno wzbijamy się w powietrze dla nas do przedostatniej a dla Tomka już ostatniej podróży tej wyprawy.
 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Zdjęcia (22)
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
Komentarze (0)
DODAJ KOMENTARZ
 
arturkr
Artur Kr
zwiedził 4.5% świata (9 państw)
Zasoby: 75 wpisów75 64 komentarze64 2156 zdjęć2156 0 plików multimedialnych0
 
Moje podróże
03.07.2014 - 21.07.2014
 
 
02.04.2010 - 20.01.2011
 
 
12.02.2009 - 12.03.2009