Wstajemy wcześnie wyspani i wypoczęci. Na prośbę Tomka miałem się przez noc zastanowić co chcemy zobaczyć. Mam świadomość, że przez jeden dzień nawet nie zobaczymy ułamka tego co chcielibyśmy zwiedzić ale w końcu Londyn do bonus do naszej podróży dodany z powodu wybranej opcji lotniczej. Decydujemy się na Muzeum Historii Naturalnej i wycieczkę po mieście autobusami " Hop in - hop off " tutaj zwanym "The Original Tour". Znamy ten sposób zwiedzania z innych miast europejskich i zawsze byliśmy z niego zadowoleni. W Londynie to 5 różnokolorowych tras i ponad 80 przystanków w najważniejszych punktach miasta. Bilet zimą jest ważny 48 godzin i sam decydujesz kiedy i gdzie wsiadasz i wysiadasz. Wprawdzie pogoda przed południem nie zachęca do korzystania z odkrytej górnej platformy bo jest zimno, ale nie pada i to jest sukces. Po południu wypogadza się zupełnie i do wieczora jest super. Wspomniane wyżej muzeum to kopalnia wiedzy i co najważniejsze pokazana w sposób o którym można tylko pomarzyć w polskich muzeach. Wszystko multimedialne i zachęcające do przyciśnięcia, pociągnięcia, otwarcia lub zaglądnięcia. Sporo wycieczek szkolnych z zeszytami, czasami na podłodze - malujących coś zapamiętale lub pracujących w grupach na boku. Gocha jest w swoim belferskim żywiole. Dobrze, że rozsądek bierze górę nad chęciami bo obawiam się, że upłynęło by nam tutaj resztę dnia. Zwiedzanie kończymy już po zmroku na Picadilly Circus ze świadomością, że należy tu wrócić by na spokojnie zwiedzić to ogromne miasto. Powrót do hotelu i przygotowania do jutrzejszego lotu do Tokio kończą dzisiejszy dzień pełen wrażeń. Jeszcze raz piękne ukłony dla Tomka za przyjęcie i organizacje naszego pobytu. Trzymamy kciuki za realizacje jego postanowień...