Camping w Taupo ma 5 gwiazdek - to rzadkość kiedy przeglądamy informator z miejscami do biwakowania. Te kilka nocy przekonało nas, że warto dołożyć parę dolców (10-15 NZD) i spać w miejscu gdzie zawsze możesz liczyć na czystość i trochę wyższy standard. Ostatnio staramy się tak kończyć trasę by nocować na sieciowych campingach TOP 10 New Zealand. Czyściutko, zawsze ciepła woda bez ograniczeń, w pełni wyposażona kuchnia i dużo dodatkowych rozrywek w postaci placów zabaw, kącików z automatami lub ping-pongiem, czasem boiska lub basen. Właściwie poza nielicznymi wyjątkami nie korzystamy z tych dodatków bo przeważnie dojeżdżamy koło 19.00 – 20.00 a wtedy bieżące czynności i tak zajmują dużo czasu. W większości przypadków campingi te posiadają łącza internetowe. Ilość campingów w Nowej Zelandii jest naprawdę imponująca , chyba nie bałbym się stwierdzenia, ze każda mijana miejscowość posiada miejsce o takim przeznaczeniu, ułatwiając w ten sposób podróżowanie takim jak my. Codziennie mijamy na drogach setki aut campingowych chyba najbardziej popularny sposób na zwiedzanie natomiast nie widuje się aut z przyczepami. Przyczepy widać jako stacjonarne miejsca do spania przy plażach, zapewne służą jako wakacyjne domy. Ruszamy w drogę. Przed nami prawie 400 km. Nie planujemy jakiegoś specjalnego zwiedzania po drodze. Ciekawostką będzie zapewne przejazd przez Park Narodowy Tongariro i panorama jego najwyższego szczytu Mount Ruapehu. Zanim ruszymy na południe podjeżdżamy jeszcze do przełomu rzeki i małego wodospadu Huka Falls. Małego jeżeli chodzi o wysokość natomiast ilość wody, która przepływa przez zwężenie w każdym momencie jest naprawdę imponująca. Lokalną atrakcją jest podróż w szybkich łodziach motorowych po rzece z podpłynięciem do spienionego nurtu Huka Falls. Trochę zdjęć i w drogę. Na początku trzymamy się jeziora Taupo potem droga odbija na południe. Generalnie jest płasko chociaż na horyzoncie cały czas majaczą jakieś wyższe szczyty. Im bliżej Tongariro tym bardziej zmienia się roślinność. Zieloność łąk zastępują wysuszone trawy i morze wrzosów a całość przypomina trochę jakby połoniny bieszczadzkie. Główne szczyty w parku Tongariro wyrastają pojedynczo i kształtem przypominają wulkany sprawiając wrażenie jakby były tam przez pomyłkę. Niestety wygląda jednak na to, że najważniejsza góra Mount Ruapehu nie ma ochoty ukazać nam swego oblicza, cała w chmurach prawie od samej podstawy. Czuje się naprawdę zawiedziony, tym bardziej, że druga co do wielkości Mount Neauruhoe położona w najbliższym sąsiedztwie widoczna jest jak na dłoni. To już kolejny punkt naszej podróży bez którego musimy się obejść. Dalej znowu zmiana krajobrazu, wraca zieloność i pagórki raz pokryte lasami innym razem będące łąkami dla pasących się krów, owiec a nawet lam i jeleni bo takie zwierzęta też udało nam się wypatrzeć po drodze. Przy okazji muszę powiedzieć , że zmieniłem zdanie o drogach. Drogi na północ od Auckland zdecydowanie różnią się od tych w stronę Wellington. Tutaj szerokie, dobrze utrzymane lub cały czas poprawiane ( co jakiś czas ekipy remontowe sterując ruchem kładą nową nawierzchnię) i to co najważniejsze doskonale oznaczone. Malowanie pasów w miejscach niebezpiecznych na żółto oraz ilość znaków i tablic informacyjnych sprawiają, że chyba nie można się pomylić. Po drodze mijamy małe lub większe miasteczka, których całe życia skupia się przy głównej drodze. Krótki postój robimy przy muzeum wojskowym, z zewnątrz zachęcają do wstąpienia doskonale wyglądające militaria niestety czas nie pozwala no to. Około 17.00 dojeżdżamy do Wellington. To stąd jutro wyruszymy na wyspę południową i dlatego przede wszystkim musimy zadbać o bilety na prom. Wczoraj na campingu próbowaliśmy zrobić rezerwacje przez internet ale wszędzie widniał brak miejsc. Jedyne wolne miejsca były na rejs nocny dlatego postanowiliśmy spróbować szczęścia na miejscu. Teraz na terminalu Interislander okazuje się, że na ten najlepszy dla nas o 18.00 nie ma miejsc ale są jeszcze na 14.00. Pani w okienku odsyła nas do konkurencji Bluebridge ale po pół godziny wracamy z niczym i kupujemy zarezerwowane wcześniej miejsca. Wypłynięcie o godzinie 14.00 dnia następnego oznacza konieczność przybycia do portu już o 13.00 a zatem bardzo mało czasu na zwiedzanie, coś czuję, że będą nerwy...;o)) szczególnie, że w planie jest Te Papa Tongarewa najdziwniejsze (czyt. najlepsze) muzeum świata a w każdym razie na pewno tej jego części a przecież mamy wśród nas fanów takich przybytków.....