Odrabianie zaległości w śnie sprawia, że nie śmiem napisać która godzina na zegarku zerwała nas na równe nogi, ledwie zdążyliśmy na hotelowe śniadanie. Wykombinowaliśmy sobie na dzisiaj Universal Studios licząc na mniej ludzi w powszedni dzień tygodnia. Zaraz po śniadaniu ruszam do wypożyczalni po samochód. W recepcji informują, mnie że mogą mnie podrzucić busem na miejsce, ponieważ znowu myślę kategoriami „na pewno chcą mi pomóc” w krótkiej chwili znajduję się przed „Budget” - każdy wie, że to nie najtańsze miejsce, na dodatek tego podwiezienie miało być gratis a kierowca uśmiechając się wspomina coś o napiwku... już teraz wiem dlaczego tutaj króluje banknot jednodolarowy, (dwa, trzy dolce to norma bo tu chyba nikt nic nie robi za free). W internecie jest mnóstwo stron oferujących auta w cenie poniżej 40 USD za dzień, teraz to i tak nie mało. Na wejściu miła pani ma dla nas auto za 99 USD, moje pytanie czy to za całe 3 dni kwituje uśmiechem ..:o(( i znajduje nam za 50 USD/ dzień. Wiedziałem, że ceny internetowe są bez dodatków ( ubezpieczenie, podatek itd) więc teraz liczyłem, że to całość i dałem za wygraną. Dopisano mi jeszcze super ofertę na pełen bak ( do zapłacenia po powrocie !!!!) i w efekcie nawet nie wspomnę ile mnie to auto kosztowało. Coś próbowałem dyskutować, ale biorąc pod uwagę, że było już zdecydowanie późno jak na nasze dzisiejsze plany, nie miałem pojęcia gdzie jestem i gdzie szukać następnej wypożyczalni – poddałem się. W końcu to nie moja wina, że ten kurs jest teraz taki „chory”... Podpisałem umowę w 7 !!! miejscach, dostałem z powrotem kartę kredytową i numer miejsca na parkingu gdzie mam sobie znaleźć auto. Myślicie, że ktoś się pofatygował udzielić mi odpowiedzi gdybym miał jakieś pytania... .Auto jest prawie nówka, biały nissan altima, full automat, ustawiam GPS i zaraz po wyjechaniu mijam po drodze chyba wszystkie wypożyczalnie w LA !!!. Znowu mam świadomość, że płacę frycowe za swoja niewiedzę i naiwność, tu na prawdę mają na mnie zarobić a nie pomóc. Dobra rada na przyszłość – należy rezerwować auto w sieci, tam nie ma żadnych cudów bo to ty decydujesz o wszystkim i z tą rezerwacją meldujesz się w wypożyczalni, tak mi wytłumaczono, ale już po fakcie !!!! Wracam do hotelu i ruszamy na północ do Universal Studios, przed nami prawie 45 minut jazdy. Drogi są rewelacyjne i nawet bez korków, nie dane nam jeszcze spróbować 8 pasowych autostrad ale i tak jesteśmy pod wrażeniem. W Tokio komunikacje zapewnia metro, tutaj mam wrażenie, że wszyscy jeżdżą samochodami. Docieramy na miejsce chłonąc po drodze filmowe nazwy ulic w stylu Melrose Ave czy Hollywood Boulevard. Najbardziej znany napis na wzgórzu ;o) choć widoczny zostawiamy sobie na ostatni dzień, w którym zamierzamy zrobić tour po mieście. Parking jest pusty co dobrze wróży, (cena 20$ !! choć miało być gratis wg przewodnika). Bilety również w zwariowanych cenach po dzisiejszych przelicznikach, ale już więcej o tym nie piszę bo teraz to naprawdę wszystko tu jest cholernie drogie w porównaniu z Polską czy Nową Zelandią. Wchodzimy do filmowego świata chłonąc obcą nam atmosferę, tak charakterystyczną dla amerykańskich show.... Generalnie jest ekstra, kolejność dnia ustalasz sobie sam w oparciu o harmonogram poszczególnych pokazów. Większość jest kilka lub kilkanaście razy w ciągu dnia, tylko największy Wodny Świat pokazywany jest 2 razy dziennie. Oprócz tego mnóstwo większych i mniejszych wystaw, pokazów, jazd bardziej lub mniej ekstremalnych. Późna godzina sprawiła, że nie jesteśmy w stanie zobaczyć wszystkiego, ale nie jestem pewien czy będąc tu od rana udało by się nam tego dokonać. Zdecydowanie najlepsze to wspomniany Wodny Świat w oparciu o film z Costnerem, wyprawa łodzią po parku Jurajskim, multimedialny pokaz 4D Shreka ( kichanie osła czujesz na twarzy, duchy przelatują dotykając cię po szyi, krzesła się trzęsą itd.), niezły jest również Terminator 2D i blisko 40 minutowy pokaz tajników efektów specjalnych. Podczas całego pobytu masz możliwość fotografowania się ze znanymi filmowymi postaciami... my oczywiście też skorzystaliśmy z okazji...:o)) .Na więcej atrakcji zapraszam na indywidualny spacer na http://www.universalstudioshollywood.com/ Ani się obejrzeliśmy jak wybiła 18 czyli nadszedł czas do wyjścia. Po drodze ulice nie wyglądały już tak pusto i niejednokrotnie długo czekaliśmy na skrzyżowaniach. Zachciało nam się jeszcze zakupów i kiedy wypatrzyliśmy sobie sklepik, już po wejściu wiedziałem, że nie był to dobry pomysł. Twarze ludzi wchodzących do sklepu sprawiły, że moja torba pełna sprzętu fotograficznego i portfel ze wszystkimi dokumentami i kartami kredytowymi zaczął mi wyjątkowo ciążyć... w głowie analizowałem odległość do samochodu i wszystko co może się zdarzyć po naszym wyjściu.. ( naoglądał się człowiek tych filmów). Oczywiście nic się nie stało, ale przyznam się, że kiedy wracając do hotelu zwróciliśmy baczniejszą uwagę na to przez jakie dzielnice przejeżdżamy, kto stoi na ulicach i kto jeździ komunikacją miejską zrozumiałem czemu tutaj przeważnie jeździ się swoim samochodem !!! Próbowaliśmy jeszcze zrobić jedno podejście do jedzenia ale wszędzie same fast foody przeróżnej maści, zresztą widać to po Amerykanach- otyłość jest tu naprawdę problemem. W końcu dopiero koło hotelu udało nam się znaleźć w miarę przyjazną knajpkę choć z też niezbyt wyszukanym menu za to z ogromną ilością sałatek w każdej ilości do zamówionego dania. Generalnie bardzo udany dzień, na jutro w planach główna atrakcja Los Angeles czyli Disneyland.