Los już przyzwyczaił nas do tego, że ranki są zawsze słoneczne. Pamiętam, że kiedyś jeszcze przed wyjazdem zamartwiałem się na zapas … „ a co będzie jeżeli nie trafimy z pogodą i będzie tak jak rok temu w Nowej Zelandii... Czym są góry bez widoków..?..”. Na szczęście rzeczywistość była bardziej łaskawa.
Jest niedziela ale dla większości mieszkańców tego górskiego kraju to normalny dzień pracy. Nawet dzieci idą dziś do szkoły i kiedy przed śniadaniem wygrzewam się w porannym słoneczku mijają naszą lodge całe grupki schludnie ubranych i uczesanych maluchów. Pytam Tikę jak to jest z tą szkołą... W zasadzie obowiązek nauki dotyczy tylko podstawówki i nie ma czegoś takiego jak sztywny wiek szkolny. W zależności od rodziców i miejsca zamieszkania dzieci zaczynają chodzić do szkoły w wieku od 5-8 lat. Średnio spędzają tam dziennie 6-8 godzin a w piątek połowę tego. Sobota jest wolna. Czasami w górach do szkoły mają kilkanaście kilometrów pokonując ten dystans pieszo !!!
Przy śniadaniu okazuje się, że w naszej lodgy nocował mnich. Maciek z racji podobieństwa wizualnego...:o)) bardzo szybko znajduje z nim wspólny język... Jemy śniadanie i ruszamy do Lukli. Trasa ma być krótka ale w rzeczywistości dłuży się w nieskończoność. Może dlatego, że ustawiliśmy się już mentalnie na koniec a tu co rusz górką i kolejna i kolejna.....Nasilenie ruchu tragarzy między Luklą a Namche Bazar jest chyba największe na całej długości przemierzonego szlaku. Serce się kroi gdy z koszami spotyka się dzieciaki, których miejsce powinno być teraz w szkole...... Idziemy już prawie 4,5 godziny gdy na postoju spotykamy naszych tragarzy. Kiedy ruszamy dalej jeden nieostrożny ruch i z mojego worka bagażowego, który właśnie rozerwał się na długości prawie 60 cm sypią się wszystkie moje rzeczy.... Chwała bogu, że to na końcu trasy i, że byłem przy tym.... Reanimujemy worek taśmą samoprzylepną, żeby tylko jakoś wytrzymał do Lukli, i tak na powrót do Kathmandu trzeba zmieścić się do plecaka. Wchodzimy do wsi. Życie jak wszędzie dotychczas toczy się na ulicy. Zabawy dzieci, pranie, mycie, handel - to wszystko odbywa się na oczach setek turystów dla których Lukla jest początkiem i końcem trasy. Przyglądamy się mijającym nas czyściutkim i pełnym entuzjazmu trekersom, którzy podobnie jak my 3 tygodnie temu wyruszają w swoją podróż życia. Teraz już wiem czemu tak samo mnie mierzono wzrokiem jakiś czas temu..... :o))
Szukam Cyber Cafe i o dziwo mój wzrok pada na Starbucks Coffee. Na drzwiach napis Free WI-Fi Zone co nas bardzo cieszy. Dochodzimy do naszego hotelu. Jemy obiadek, zostawiamy bety w pokojach i ruszamy z powrotem w stronę kafejki. Łączność jest dość wolna, ale oprócz tego jest również sympatyczne wnętrze, dobra kawa i pyszne ciasto czekoladowe..... Upewniam się w sieci czy istnieje coś takiego jak Starbucks Nepal i w zasadzie sam się dziwię sobie, że w ogóle się zastanawiałem.... W tym kraju, gdzie wszystkie ubrania górskie są z Goretexu i najlepszych marek, gdzie w sklepach w Kathmandu kupisz wszystkie płyty i filmy jakie możesz sobie wyobrazić nie powinna nikogo dziwić marka kawiarni, której pewnie nigdy tu nie będzie..... :o)))
Po chwili do knajpy wchodzi znajomy Amerykanin – pianista , znawca polskich problemów również tych najnowszych... Miło nam się gwarzy ale czas szybko mija a jutro ten cholerny lot do Lukli. Wracamy do hotelu, przepakowujemy się i szykujemy do lotu...