Jak zawsze przy tego typu lotach możliwości rzeczy do robienia w fotelu nie ma zbyt wiele. Można oglądać filmy, słuchać muzyki lub spać z przerwą na serwowane posiłki i poczęstunki. I my poddajemy się temu rytuałowi. Włączam tylko na chwilę Avatar i gdy się spostrzegam okazuje się, że obejrzałem go po raz 4-ty i kolejny raz z prawdziwą przyjemnością. Tomek też pochłonięty jest filmami, Maciek głównie drzemie ze słuchawkami na uszach.7 godzin mija wyjątkowo szybko. Odbieramy bagaże i po chwili Tomek już wita się z Moniką, która wyjechała mu na spotkanie. Robimy sobie ostatnie wspólne zdjęcie, kupujemy bilety na autobus na Gatwick i po godzinnej jeździe lądujemy w poczekalni lotniskowej. Wcześniej mieliśmy spać w hotelu ale potem wyliczyliśmy, że spędzilibyśmy tam tylko 4 godziny i wydało nam się to bez sensu. Teraz kiedy każde 10 minut to prawdziwa wieczność plujemy sobie w brodę. Check-in zaczyna się o 6,25
Mijają kolejne godziny, kiedy w końcu nadchodzi pora i ruszamy do sali odpraw okazuje się, że czarny, gęsty tłum ludzi kłębi się przed okienkami. W kolejce stoi chyba z 500 osób. Pomysł odprawy wszystkich lotów bez konkretnych okienek sprawia, że wszystkim puszczają nerwy bo każdy boi się, że spóźni się z odprawą. W kolejce stoimy prawie półtorej godziny. Dalej kontrola osobista i długi marsz do bramki. Kiedy dochodzimy odprawa już trwa. Pomimo spędzenia prawie całej nocy na lotnisku o mało nie spóźniliśmy się na samolot. Kiedy wchodzimy na pokład mam wrażenie jakbyśmy pomylili lot. Same ciemne twarze i nikt nie mówi po polsku. Upewniam się jeszcze raz u stewardesy czy coś nie pomyliliśmy. Do Krakowa podróżuje z pielgrzymką duża grupa ciemnoskórych Anglików. Czas lotu to dwie i pół godziny ale powyżej 30 godziny podróży czas płynie szybciej więc i nam wydaje się, że lot jest wyjątkowo krótki... :o))
Odbieramy bagaże i stajemy przed drzwiami prowadzącymi do sali przylotów pełnej oczekujących ludzi. Ściskam gorąco dłoń Maćka jeszcze raz dziękując mu za ostatnie cztery tygodnie wspólnej męskiej przygody. Za chwilę zrobimy ten ostatni krok i gdy otworzą się automatyczne drzwi utoniemy w uściskach naszych żon i dzieci stęsknionych naszej obecności....
A pamiętacie co pisałem przed Cho La Pass - Ten ostatni krok jest chyba najważniejszy, bo po nim nie będzie liczyło się to co było dotychczas a ważne stanie się to co dopiero przed nami.
Wyprawa będzie już tylko miłym wspomnieniem. My wrócimy do naszej codzienności na którą czasem narzekamy ale która tak na prawdę jest naszą normalnością i treścią naszego życia - to kochane osoby wokół, praca, dom.
A my będziemy marzyć już o kolejnych wyzwaniach i podróżach bo WARTO MARZYĆ i robić wszystko by realizować te marzenia i osiągać zamierzone cele........