Jak miło od czasu do czasu jest nic nie robić. Poszaleliśmy ze spaniem i wstaliśmy o 7.00 Po małym wspomaganiu farmakologicznym spało mi się jak w swoim łóżku odrabiając wszystkie zaległości z ubiegłej nocy. Chłopaki też nie narzekają choć Tomek zaniedbał wczoraj smarowanie przed słońcem i dzisiaj wygląda na spuchniętego. Na śniadaniu spotykamy Lesslie – Amerykankę z którą mijamy się systematycznie od Kathmandu, Jest już w podróży 7 miesięcy objeżdżając świat dookoła. Trochę plotkujemy, ma więcej informacji bo jest w Lobuche od 2 dni. Okazało się, że dwa dni wcześniej zmarł z wycieńczenia jeden z tragarzy a wczoraj lądował helikopter i zabierał dziewczynę w bardzo poważnym stanie z zaawansowanym obrzękiem mózgu. Prawda jest taka, że 70 % osób podróżujących w Himalaje nie ma zielonego pojęcia o problemach tu występujących nie mówiąc już o jakimkolwiek zabezpieczeniu farmakologicznym. Zresztą wystarczy przyglądnąć się niektórym turystom jak mocno cierpią z powodu bólu głowy lub idąc nocą do ubikacji posłuchać odgłosów kaszlu z pokoi, które bardziej przypominają oddziały szpitala pulmonologicznego niż noclegownie. Po śniadanku pakujemy bety i przenosimy się do tego podobno lepszego w standardzie schroniska. Nie jest tak jak nam się marzyło ale ma przynajmniej wewnętrzną umywalnię i toaletę a to już bardzo dużo. Ma też możliwość ładowania laptopa a to jest mi wyjątkowo potrzebne. Pierwszy raz spotykamy też prysznic zasilany wodą z podgrzewcza na gaz z butli co skutecznie wykorzystujemy wszyscy w trójkę. Czas mija szybko i bez specjalnego planu. Trochę czytamy, trochę śpimy nawet nie specjalnie chce nam się dzisiaj wychodzić bo od południa nie ma już słońca i co chwilę prószy śnieg. Mam nadzieję, że do jutra pogoda się poprawi bo mamy "widokowe" plany....