Geoblog.pl    arturkr    Podróże    HIMALAJE - Nepal 2010    Schodzimy w dół do Dingboche
Zwiń mapę
2010
18
kwi

Schodzimy w dół do Dingboche

 
Nepal
Nepal, Dingboche
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 10188 km
 
Jeszcze zanim wskoczyliśmy wczoraj do łóżek podjarani myśleniem o polskim żarciu postanowiliśmy ruszyć zapasy zupek w proszku. Tydzień przed wyjazdem, gdy powiedziałem szwagrowi, że kupiłem trochę kisieli, budyni i gorących kubków Knorra – pukał się z odrazą w czoło. Teraz nie miał żadnych oporów by spałaszować ze smakiem kisiel i dwie zupy. No proszę jak to zgodnie z przysłowiem punkt widzenia zmienia się w zależności od puntu siedzenia....;o))
Przy kolacji podjęliśmy jeszcze jedną ważną decyzję. Zadecydowaliśmy, że nie idziemy jutro przez wysoką przełęcz Kongma La. Uczyniliśmy to z kilku powodów. Po pierwsze jest bardzo trudną i wysoką przełęczą - 5550 m n.p.m. Kosztowałoby to nas dużo niepotrzebnego wysiłku. Niepotrzebnego bo droga przez dolinę jest znacznie krótsza i szybsza. Wyjście tam nie miałoby również żadnego aspektu aklimatyzacyjnego, gdyż byliśmy już na tej wysokości i będziemy również jutro wspinając się na punkt widokowy Chukung Ri. Widoki na okoliczne szczyty są takie jak i z okolicznych wzgórz lecz przede wszystkim należy pamiętać o naszych porterach dźwigających znacznie większe ciężary niż my. Po przełęczy Cho La dwóch z nich miało mocne bóle głowy a trzeci wręcz wymiotował - teraz nie jest to nikomu potrzebne. Kończymy dywagacje i znikamy w śpiworach. Noc mija OK. Rano śpimy dłużej bo trasa na dzisiaj jest krótka i w zasadzie cały czas z górki. Ruszamy po 8-ej bez specjalnego pośpiechu. Cały czas po drodze mijamy się z naszą gromadą znajomych Niemców, którzy zarówno dzisiaj jak i przez kilka ostatnich dni podążają w tym samym kierunku. Na krótkich postojach bawimy się wzajemnie rozmową wymieniając uwagi o nowinkach technicznych ułatwiających życie w górach. Po 45 minutach dochodzimy do symbolicznego cmentarza ludzi którzy zostali tu na zawsze. Kilkanaście czortenów położonych w przepięknej scenerii otaczających nas sześciotysięczników i opadającej szeroko doliny Khumbu. Myślę, że żaden z tych wymienionych na imiennych tabliczkach ludzi nich nie planował takiego końca swojej podróży a jednak ktoś pokierował ich losem inaczej.... U samej góry rozpoznajemy czorten Scotta Fishera bohatera tragedii z 1996 r na Evereście. Przy nim też spotykamy Romka z Wrocławia z którym tak miło gwarzyło nam się w Gorak Shep. Ponieważ odbija na dół do Pferiche a my udajemy się doliną w lewo w stronę Chukung prosi nas aby na symbolicznym grobie Jurka Kukuczki powiesić polską flagę z paroma słowami wspomnienia. Mamy też zgodę na dopisanie się do jego dedykacji co zapewne skrupulatnie uczynimy. Żegnamy się z nim jak i z sympatycznymi Niemcami, gdyż nasze drogi rozchodzą się. Oni podążać będą dnem rozległej doliny do Pferiche a my trawersując jej zbocze znajdziemy się w innej dolinie odchodzącej do Chukung i dalej w stronę naszego wspinaczkowego celu podróży. Pogoda jest ładna ale od dołu jak co dzień zaczynają gromadzić się grube chmury. Od dna doliny wieje zimny wiatr i trzeba się dobrze pozapinać. Dosyć powszechnym jest tutaj chodzenie w chustach na twarzy co ochrania gardło przed zimnym powietrzem. Dochodzimy do grzbietu i oczom naszym ukazuje się kolejna dolina z ośnieżonymi szczytami i tym naszym - dokładnie pośrodku. Nie wygląda jakoś szczególnie okazale chociaż ponad połowa jego wysokości jest cała ośnieżona. Zapewne ta od obozu do szczytu. Zobaczymy.....
Schodzimy do wioski. Zatrzymujemy się w pierwszym napotkanym Tea Housie na obiad a ja zrywam się w poszukiwaniu internetu. Okazuje się, że na końcu wioski są 3 małe „knajpki” ;o)) z łączami satelitarnymi. Skorzystam z nich dzisiaj niewątpliwie.
Na finał chciałbym jeszcze parę zdań na temat posiłków, ich cen i innych schroniskowych przyjemności.

Z oryginalnych posiłków nepalskich dość często jadaliśmy:
Daal Bhat – ryż z warzywami i sosem w cenie od 200 do 400 rupii,
Ryż przysmażany z przeróżnymi dodatkami: warzywnymi, serowymi, jajecznymi itd. 200-500 rupii
Ziemniaki przysmażane na podobny sposób jak i ryż, 300-500 rupii
Mięso jaka podawane na różny sposób 400-600 rupii
Mo-Mo – pierogi podobne do naszych na wygląd gotowane lub smażone z warzywami, ziemniakami , mięsem lub serowo-ziemniaczane ( całkiem dobre ) od 250-400 rupii
Spring-rolle rodzaj smażonych naleśników tylko na bardziej kruchym cieście z różnym nadzieniem, również słodkim 300-450 rupii
oraz pełno typowych dań jak spaghetti, pizze, zupy ( najczęściej w proszku)

Na nasze wydatki mięliśmy przeznaczone 1900 rupii na osobę ( wyszło przy okazji przygotowań do rozstania z przewodnikiem) i to wraz z noclegiem (100-300 rupii) zawsze wystarczało. Zasada jest taka, że należy jeść tam gdzie się śpi wtedy spanie jest tanie. W innym przypadku kosztuje ok. 1000 rupii ale zazwyczaj nikt się nie wyłamuje z reguł.

W każdym Tea Housie, Lodgy czy po naszemu schronisku możesz zrobić drobne zakupy: napojów, słodyczy, papieru toaletowego !!!! i takich tam dupereli. Najdroższą wodą jaką kupowaliśmy była litrowa woda niegazowana w Tangnak po 400 rupii za butelkę. Ta sama woda w Kathmandu kosztowała 80 rupii.
Prysznic w różnych systemach czyli: polewanie wodą z wiaderka, podwieszona rurka z ogrzewaną wodą z kolektora słonecznego czy wreszcie najbardziej zaawansowany system piecyka gazowego zawsze w pomieszczeniu zbitym z czegoś tam na zewnątrz kosztował od 250 do 400 rupii.
I wreszcie to co dla mnie najważniejsze czyli ładowanie baterii sprzętu elektronicznego. Najtrudniej było z laptopem bo w systemach solarnych nie zawsze to się udawało a cena wynosiła od 300 do 500 rupii za godzinę. W najdroższym miejscu, żeby naładować wyczerpany telefon i komputer potrzeba było w sumie 4 godzin czyli 2000 rupii co na nasze daje 80 PLN. A przecież to wystarczało tylko na trochę. Zakup komputera udał mi się doskonale jego bateria przy normalnej pracy wystarcza na 6 godzin. Telefon satelitarny na 2 godziny rozmowy ale należy pamiętać, że czasami wysłanie opisu dnia i dziesięciu zdjęć zajmowało godzinę i zawsze bez względu na czas i pogodę musiało odbywać się na zewnątrz. Dlatego tak ważne było szukanie miejsc z internetem satelitarnym. Było znacznie szybciej, taniej i CIEPLEJ !!!

Kończę na dzisiaj choć sporo jeszcze dnia przed nami ale chcę właśnie wykorzystać Cyber Cafe a z tym po zmroku bywa różnie....

Myślami jesteśmy z Wami przy trwającej zapewne teraz smutnej uroczystości w Ojczyźnie.
 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Zdjęcia (28)
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
Komentarze (1)
DODAJ KOMENTARZ
Mario
Mario - 2010-04-18 20:48
Fajnie sie czyta tego bloga... milo ze nawet tak daleko od polski jestes myslami z ojczyzna w zalobie... pozdrawiam i trzymam za Was kciuki
 
 
arturkr
Artur Kr
zwiedził 4.5% świata (9 państw)
Zasoby: 75 wpisów75 64 komentarze64 2156 zdjęć2156 0 plików multimedialnych0
 
Moje podróże
03.07.2014 - 21.07.2014
 
 
02.04.2010 - 20.01.2011
 
 
12.02.2009 - 12.03.2009