Wczoraj jeszcze zanim położyliśmy się spać udało mi się znaleźć Cyber Cafe z nazwy czyli malutkie pomieszczenie z kilkoma laptopami i łączem satelitarnym. O dziwo połączenie było na tyle szybkie, że oprócz wysłania zdjęć udało mi się również pogadać z rodzinką przez Skypa. Kurcze jak miło oprócz głosu zobaczyć również kochane buziaczki.....
Kiedy wracamy z Maćkiem do lodgy zaczyna ostro padać i niestety pada przez całą noc. Prawdę mówiąc nie bardzo wyobrażamy sobie marszu w strugach takiego deszczu jutro rano ale znów ktoś nad nami czuwa i kiedy o 6 -tej otwieramy oczy ciepłe promienie słońca wdzierają się przez okno wychodzące na wschód. Jest na tyle ciepło, że można wyjść na zewnątrz do mycia w samym podkoszulku co się już dawno nie zdarzało. Nie spiesząc się bo trasa dzisiaj krótka zjadamy pyszne śniadanko. Naprawdę udał nam się tym razem nocleg. Całkiem niezłe warunki i bardzo dobre posiłki, ładnie podane. Przed wyjściem robimy wpis na szaliku, który dostaliśmy od spotkanego Romka z Wrocławia a który to zgodnie z życzeniem umieścimy na czortenie – pomniku polskich himalaistów Rafała Chołdy, Czesława Jakiela i Jerzego Kukuczki. Ruszamy po 8-ej w górę doliny w stronę Chukung. Wystarczyła jedna noc deszczu a krzewy przybrały bardziej zieloną barwę a na brzegach rwącego potoku pełno jest drobnych fioletowych kwiatków. Co będzie jak deszcze zagoszczą na stałe, zapewne dolina zmieni się nie do poznania. Po 1,5 godziny dochodzimy do pomnika. Jest pięknie odnowiony i położony w cudownym miejscu. Z jednej strony południowa ściana Lhotse, z drugiej nasz Island Peak i odległy Makalu, z prawej ogromna i strzelista Ama Dablam a z tyłu szeroko opadająca dolina. Urzekające miejsce. Chwilę stoimy w milczeniu po czym zgodnie z prośbą Romka umieszczamy flagę tak by nie zasłaniała niczego a jednocześnie z daleka była rozpoznawalna. Już po chwili zatrzymuje się grupa młodych Niemców i doskonale wiedzą co to za miejsce i czyj to pomnik. Oni też tak jak i my zmierzają w stronę Island Peak. Ruszamy dalej by po 20 minutach dotrzeć do Chukung. Mamy się tutaj spotkać z naszym szerpą wspinaczkowym i na najbliższe 3 dni oddać się w jego władanie. Już na początku jest mały zgrzyt. Lądujemy chyba w najgorszej lodgy jak się później okazało znajomych Timby bo tak ma na imię nasz nowy przewodnik. Chwilę odpoczynku i ruszamy na okoliczny szczyt czyli punkt widokowy Chukung Ri. Będziemy się zastanawiać co dalej po powrocie. I znowu Maciek daje pokaz siły i sprawności. W czasie dwugodzinnego marszu robi nad nami 30 minut przewagi. Ma niespożyte siły !!!!!
Na szczycie mamy zasięg normalnego telefonu i Tika dzwoni do Rama. Bardzo mu się nie podoba sytuacja z naszym noclegiem. Oprócz tego ma jeszcze wiele innych zastrzeżeń co do których dowiemy się dopiero na późniejszym spotkaniu na omówieniu szczegółów najbliższych dni. Po zejściu chwila przerwy i o dziwo przenosiny. Jesteśmy w przytulnym schronisku o doskonałym jedzeniu i nawet pościeli na łóżkach. Po obiedzie spotykamy się w pełnym składzie. Tika nie idzie do bazy ale skrupulatnie sprawdza wszystko, dbając o to by nam tam niczego nie zabrakło. Porządne chłopisko ten Tika. Co chwilę jakieś produkty wylatują z worków z racji przeterminowania a w ich miejsce pojawiają się nowe. Wygląda na to że naszym kosztem nasz wysokogórski przewodnik chciał przyoszczędzić. Co do samego planu wyjścia na szczyt to też nastąpiły zmiany. W tym roku nieczynny jest obóz wysoki a start rozpoczyna się już z bazy. Z jednej strony to lepiej bo kiepsko śpi nam się na wysokościach, z drugiej jednak strony na szczyt i z powrotem potrzeba 15 godzin..... Startujemy do szczytu jutro o północy i zobaczymy jak to będzie. Do bazy natomiast wychodzimy jutro po śniadaniu. Zabieramy tylko najpotrzebniejsze rzeczy by nie tachać tego tam i z powrotem. W moim pisaniu też nastąpią 2-3 dni przerwy bo laptop zostaje w Chukung pod zamknięciem. Baza pod Island Peak to małe niepilnowane namioty.
To tyle na razie....