Geoblog.pl    arturkr    Podróże    HIMALAJE - Nepal 2010    Droga do Dole
Zwiń mapę
2010
10
kwi

Droga do Dole

 
Nepal
Nepal, Dole
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 10147 km
 
Zanim o dniu bieżącym to jeszcze parę słów o wczorajszym uzupełnianiu bloga. Umówiłem się w knajpie internetowej która miała być czynna do 22.00 Oczywiście jak przyszedłem o 20.00 była już zamknięta. Znalazłem inną gdzie zapewniano mnie, że będą dłużej niż do 21. 00 więc pogadałem sobie na Skypie i dość późno wziąłem się za wrzucanie zdjęć. Nie dość, że szło jak po grudzie bo co chwilę zrywało łączność z serwerami geobloga to w efekcie o 21.15 mieli mnie dość. Nepalczycy bardzo wcześnie chodzą spać dla nich 20-21 to czas do łóżek. W ostatniej knajpie którą znalazłem czynną, ubłagałem właściciela obiecując mu podwójną stawkę. Wrzucenie tych dwóch dni zajęło prawie 3 godziny a i tak kończyłem jeszcze rano na tym wolnym hotelowym łączu. Niestety zdjęcia nie są po kolei i chciałem za to przeprosić ale dobrze że są w ogóle. Od jutra wchodzimy w tereny mało komercyjne więc pozostanie tylko łączność satelitarna.
Dzisiejszy dzień to 7-8 godzinny marsz do Dole leżącego już w dolinie zmierzającej do Gokyo. Zaczynamy około 7.30 wychodząc na wzgórze oddzielające Namche od doliny Khumbu. Ze wzgórza rozpościera się bajeczny widok towarzyszący nam przez większą część drogi. W tle mamy Mount Everest, Lhotse i Ama Dablam do której zbliżamy się najszybciej. Pogoda dopisuje. Generalnie od kilku dni jest tak, że rano i do południa jest błękit i dobra widoczność, potem robi się delikatne zamglenie a wieczorem pojawiają się chmury ale nie pada. Teraz wieje lekki wiatr i biorąc pod uwagę, że na drodze jest mnóstwo kurzu czasami potrafi nieźle sypnąć w oczy. Co chwilę mijają nas z kierunku przeciwnego biegnący zawodnicy z numerami startowymi. W ruchu trudno odczytać o co chodzi ale w końcu trafiamy na takiego któremu sił nie starczyło i idzie. Okazuje się, że to uczestnicy ultra maratonu z Gorak Shep do Lukli czyli o długości 65 km. Ci co nas mijają to sami Nepalczycy. Maciek próbuje przez chwilę pobiec ale już po 100 m ma tętno 140 co jemu prawie się w ogóle nie zdarza. Trzeba mieć żelazną kondycję. Jeszcze jedną próbę zrobili faceci nieco dalej. Próbowali pomaszerować z tobołkami odpoczywających tragarzy ( nie naszych :o)) ale i ta próba spełzła na niczym. Trzeba mieć cholernie mocne mięśnie karku gdyż na nich spoczywa cały ciężar. Po 2 godzinach nasza droga odbija w lewo z głównego szlaku i rozpoczyna się żmudne podejście. Nauczyłem się już poruszać w rytm swojego tętna i idzie mi się doskonale nigdy nie przekraczając 150 uderzeń na minutę. Wprawdzie maszeruję sobie zawsze ostatni ale ta odległość nigdy nie jest większa niż 50-70 m za to doganiam ich na zejściach i tak to fajnie funkcjonuje. Około 14 robimy przerwę na obiad. Maciek zaczyna coś narzekać na nogę i kiedy ściąga buta ma ją dość spuchniętą. Do celu pozostało jakieś 2-3 godziny i po obiedzie kontynuujemy marsz. Po chorobie Tomka nie ma już śladu za to mnie w brzuchu pojawiają się przelewania i bąbelki – co może świadczyć tylko o tym, że i ja wkrótce dołączę do klubu żołądków zmieniających florę bakteryjną. Idzie mi się coraz gorzej do tego stopnia, że zmieniam się z Maćkiem na plecaki. Na miejsce docieramy po 3 godzinach. Osiągnęliśmy właśnie wysokość 4000m n.p.m bo na takiej wysokości leży Dole czyli 5 lodgy z miejscami noclegowymi. Niestety jesteśmy dość późno i większość o tym troszkę lepszym standardzie jest już zajętych. Pokoje generalnie wszędzie są takie same czyli pomieszczenia z dykty leżące naprzeciwko siebie w korytarzu oczywiście bez ogrzewania. Weszliśmy w strefę zasilania solarnego czyli wszędzie mamy po 1 małej lampce diodowej. Różnica zawsze leży w ubikacji i prysznicu. Tu jest fatalnie. 2 kanciapy ze ścianami z gliny z wyciętą dziurą w podłodze. Do zasypywania zawartości brzucha służy pojemnik ze ściółką iglaków. Umywalnia to kanister z wodą w korytarzu z klepiskiem a prysznic to zbita z blachy buda na zewnątrz i wiaderko z grzaną wodą (jak sobie zapłacisz) wraz z kubkiem do polewania. Jest bardzo zimno więc nikt nie ma ochoty na testy. W pokojach jest 8 stopni co znaczy, że nocą będzie 5-6. W chwilę po wniesieniu do nich naszych bagaży gaśnie światło w części mieszkalnej i tak jest już do końca. Musimy się rozpakowywać przy czołówkach. Gospodyni stwierdza, że szczur przegryzł kabel i naprawi to jutro. Całe życie towarzyskie kwitnie w pomieszczeniu jadalnianym. Razem z nami jest jeszcze 4 osobowa grupa Belgów wraz z ich porterami i przewodnikiem czyli około 15 osób. Tym razem przewodnicy pozwolili wejść porterom do wspólnej jadalni a to się rzadko zdarza. Przeważnie trzymają ich na dystans. Kolejność jest taka, że najpierw dostają jeść turyści potem przewodnicy-Szerpowie a na końcu tragarze zasuwający ryż z warzywami notabene rękami aż im się uszy trzęsą. Potrawy zamawiane są z karty i jest spory wybór. Wcześniej jedliśmy to co znamy ale od Namche podobnie jak Maciek jemy tylko potrawy nepalskie. Te przynajmniej umieją gotować i są naprawdę smaczne.
Czując co się kroi zamawiam już bardzo delikatną kolację i faszeruję się prochami. Wśród Belgów jest dziewczyna, która wygląda naprawdę kiepsko. Ma już 4-ty dzień biegunkę i skończyły się jej lekarstwa. Maciek aplikuje jej kurację i daje trochę leków na najbliższy dzień. Pomieszczenie ogrzewane jest piecykiem (kozą) opalaną przez suszone łajno jaków. Jest sporo dymu więc co jakiś czas dobrze jest wyjść na zewnątrz zaciągnąć się świeżym powietrzem. W przerwie dzwonię do domu z telefonu satelitarnego. Najpierw schodzą sms-y te które były do nas wysłane gdy mieliśmy wyłączony telefon. Ich treść sprawia, że zaczynam się zastanawiać jaka dzisiaj data i czy to nie jest jakiś niesmaczny żart znających nasze przekonania polityczne. Telefon do domu upewnia nas o tragedii w Polsce. Idziemy spać jak nie pyszni. Maciek wprawdzie próbuje reanimować jakieś radio żeby posłuchać czegoś więcej ale nic się udaje. Dzwonię jeszcze raz i umawiam się na więcej szczegółów na maila. Staramy się oszczędzać baterię bo nie wiadomo jak będzie z ładowaniem przez najbliższe 15 dni.
 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Zdjęcia (10)
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
Komentarze (0)
DODAJ KOMENTARZ
 
arturkr
Artur Kr
zwiedził 4.5% świata (9 państw)
Zasoby: 75 wpisów75 64 komentarze64 2156 zdjęć2156 0 plików multimedialnych0
 
Moje podróże
03.07.2014 - 21.07.2014
 
 
02.04.2010 - 20.01.2011
 
 
12.02.2009 - 12.03.2009